niedziela, 24 października 2010

RECENZJA - Abigail's Ghost: D_Letion (2009)

 1. D_Letion (5:13)
2. Black Lace (4:16)
3. Romantique Life (4:34)
4. Plastik Soul (5:47)
5. Cinder Tin (5:39)
6. Gemini Man (4:18)
7. Sneak Peek (5:47)
8. Visceral (4:21)
9. Easy A (3:39)
10. Annie Enemy (7:20)
11. Grave Concerns (2:25)

Całkowity czas: 52:59

  Blog założyłem głównie po to aby zapomnieć o wszelakich problemach szarej codziennej rzeczywistości, a także po to aby móc wam drodzy czytelnicy :) przybliżyć nieco świat muzyki progresywnej, ale i nie tylko. Na pierwszą reckę wybieram album grupy Abigail's Ghost - D_Letion, który towarzyszy mi już od długiego czasu podczas licznych odsłuchów. Jest to drugi longplay zespołu po ciepło przyjętym przez krytyków "Selling Insincerity" z 2007 roku. Nie będę ukrywał że muzyka owego zespołu jest mi szczególnie bliska ze względu na liczne muzyczne zapożyczenia (Porcupine Tree, Opeth, Tool) których można się doszukać na obu albumach. 

  Płyta zaczyna się od ostrego numeru tytułowego, opartego na szybkim wgniatającym w ziemię riffie gitarowym. Po zwrotce następuje dosyć łatwo przyswajalny dla ucha refren. Można trochę tutaj ponarzekać na wokal lidera zespołu, z tego względu iż jego barwa głosu nie wyróżnia się niczym szczególnym, bez fajerwerków. W dalszej części utworu słychać liczne zmiany tempa, które są tak bardzo dobrze znane w muzyce progresywnej. Nie jest to żadne odkrycie, ale zagrane z profesjonalizmem i wykopem, a o to tutaj chodzi :)

  W kolejnych numerach takich jak: Romantique Life, Plastik Soul mamy wręcz walkę na ziejące ogniem riffy. Są to utwory które z całą pewnością napędzają cały album, zagrane w wielką gracją i uderzeniem którego nie powstydziłby się nawet lider zespołu Opeth, Mikael Akerfeldt. Kolejnym ciekawym utworem jest Gemini Man w którym słychać plumkającą gitarę akustyczną, a refren kojarzący się z dokonaniami grupy Deftones robi dobre wrażenie. Sneak Peak sprawia wrażenie lekko nostalgicznego nagrania z dużym potencjałem, niestety nie wykorzystanym, gdyż oprócz niezłej solówki w środku piosenki, nie usłyszymy tutaj nic więcej godnego uwagi. 

  Album niestety posiada także utwory bardzo nierówne, jak choćby Black lace, Cinder tin, Visceral czy Easy A w których zespół wygląda na nieco zagubiony. W sumie w tych kawałkach zespół stara się połączyć elementy ballad z zagrywkami gitarowymi które stosują głównie zespoły pseudo metalowe, których teraz na pęczki. Na szczęście nie psuje to ogólnego odbioru płyty a to za sprawą...Tak! Jest nagranie które trzyma w ryzach cały album :) I chodzi tutaj jak to często bywa, o najdłuższy czasowo kawałek, mianowicie Annie Enemy, który posiada wszystko co powinien mieć rasowy progresywno-metalowy utwór trwający ponad 7 minut. A na sam koniec albumu w końcu udana akustyczna ballada, kojarząca się może nieco z płytą "Damnation" grupy Opeth, ale to na plus. 

  Krążek mimo kilku widocznych niedociągnięć, oraz wielu zapożyczeń oceniam bardzo pozytywnie. Najlepiej wypadają tutaj oczywiście numery ostre, które z całą pewnością zyskują dwukrotnie podczas koncertów. Zespół ewidentnie ma problem ze znalezieniem swojego prawdziwego "Ja", ale są jeszcze młodzi, wierzę że na tym co już nagrali nie poprzestaną i będą tworzyć dalej. Z wielką niecierpliwością czekam na ich kolejne wydawnictwo. Album na solidną siódemkę. 

P.S niebawem recenzja debiutanckiego krążka grupy

Ocena: 7/10